autor: redaktor naczelny an. Karolina Kopacz, redaktor an. Natalia Kusiak
Jedność to niezwykle istotna kwestia w Kościele, a zarazem kwestia. która nadal tak często jest zaniedbywana. Chcemy przybliżyć Wam temat jedności w Kościele, jedności wszystkich chrześcijan. Zapraszamy do przeczytania wywiadu z bratem Maciejem z Taizé. Wspólnota ta, zapewne znana większości z Was, stara się budować jedność między wszystkimi wyznawcami Chrystusa. Zapraszamy do wywiadu!!!
Karolina i Natalia: Tematem przewodnim tego całego roku formacyjnego Grup Apostolskich, jest jedność. Stąd moje pierwsze pytanie. Czym tak właściwie jest dla Brata jedność?
Brat Maciej: Dla mnie jedność nie jest ani wydarzeniem, ani jakimś stanem, stanem rzeczy, jakimś statusem quo. Dla mnie jedność jest tak naprawdę osobą. I tą jednością, dla mnie osobiście, jest Chrystus i Jego Ewangelia. Być może dlatego, że odnoszę jedność do mojego życia, czyli do wspólnoty, którą tworzę z moimi braćmi, a w której jednością jest Chrystus. I nie jest to jakieś pobożne, oklepane, „boomerskie” stwierdzenie: „naszą jednością jest Jezus”. To jest bardzo twarde, konkretne, przeżyte przez nas, doświadczenie jedności w Jezusie. To odnalezienie poziomu, na którym jesteśmy tacy sami, identyczni, na którym nic nas nie różni. O tym pisze św. Paweł w Liście do Galatów: ,,Nie ma już Żyda ani poganina, nie ma już niewolnika ani człowieka wolnego, nie ma już mężczyzny ani kobiety, wszyscy bowiem jesteście kimś jednym w Chrystusie Jezusie.” Święty Paweł myśli tutaj właśnie o tym – we wszystkim i we wszystkich jest Chrystus. To jest ten poziom Ewangelii, na którym się spotykamy. Wchodząc w Ewangelię, wchodząc w Słowo, stajemy się tacy sami. Dlaczego tak to widzę? Między innymi dlatego, że nas – braci – różni tak w zasadzie wszystko. Najmłodszy ma 22 lata, najstarszy 102. Są bracia, którzy pochodzą z wielkich miast- z Paryża, z Nowego Jorku, a są też bracia z malutkich wiosek zagubionych gdzieś w Indonezji, gdzieś w Afryce, w Kongo czy w Togo. Kolor skóry, kultura, background, wychowanie, rodzina, tradycja chrześcijańska… Różni nas tak wiele, że po ludzku myśląc, nie ma żadnej możliwości żebyśmy mogli znaleźć jakiś poziom porozumienia potrzebny do stworzenia wspólnoty. A jednak żyjemy razem w jednym domu, modlimy się razem, jemy razem i pracujemy razem. To nasze życie jest możliwe jedynie wtedy, gdy wchodzimy wspólnie na poziom Ewangelii. Ten poziom, na którym jesteśmy tacy sami. To właśnie Ewangelia jest tym spoiwem, które nas łączy.
Karolina i Natalia: Czy miał brat jakieś jedno doświadczenie, które okazało się kluczowe do wybrania w życiu drogi dążącej do jedności i pokoju?
Brat Maciej: Wydaje się, że wypadałoby powiedzieć teraz o działaniu Ducha Świętego, które jest ważne, jest prawdziwe i się dzieje. Jednak jesteśmy tylko ludźmi, więc są jakieś ludzkie rzeczy, które widzimy i które nas albo pociągają i zapraszają do czegoś, albo nas zniechęcają. To, co dla mnie było takim szokiem (znając rzeczywistość polskiego Kościoła hierarchicznego, relacje między księżmi a biskupami), to co jako młody człowiek zobaczyłem w Taizé to to, jak wygląda miłość braterska. Jak w rzeczywistości można realizować nowe przykazanie: abyście się wzajemnie kochali tak, jak ja was kochałem. My, chrześcijanie, bardzo to idealizujemy „teraz będziemy się miłować, miłujmy się nawzajem…” Ale tutaj chodzi o prawdziwe kochanie. O całkowite wybaczanie bliźniemu, o całkowite nie widzenie jego złości, jego błędów, jego ciemnej strony – którą ma każdy z nas. Chodzi o koncentrowanie się na tym, co jest w nim żywe, ludzkie i piękne. I to bardzo mnie urzekło w Taizé– ta forma jedności przez prawdziwą miłość. Wybaczającą, szczerą, nieobłudną.
Karolina i Natalia: A jak ta jedność jest odczuwalna w tym codziennym, wspólnotowym życiu?
Brat Maciej: Ona nie jest wcale odczuwalna. Ta jedność nie jest wcale odczuwalna, bo ona po prostu istnieje. Ona po prostu jest. My razem mieszkamy, pracujemy. Mamy małe pokoiki – na jednym korytarzu mamy około 5/6 pokoi, dzielimy łazienkę, mamy wspólną toaletę i prysznice. Żyjemy jak mnisi, jak zakonnicy, w bardzo prostych warunkach. Na moim korytarzu jest brat z Togo, brat z Chin, brat z Gwatemali, brat z Niemiec i brat z Kanady. Mieszkając z kimś w jednym domu, dzieląc wszystko, nie myśli się: “o jak ja będę teraz tą jednością żył?”. Ta jedność jest „dziana”, „oddychana” – ona jest czymś tak normalnym i ewidentnym, że nie zwracamy na nią uwagi. Życie nią nie jest w ogóle istotne, bo ona jest w powietrzu.
Karolina i Natalia: Czym zajmujecie się na co dzień, jak wygląda wasze życie, relacje między braćmi?
Brat Maciej: Trzeba sobie wyobrazić naprawdę olbrzymi dom. To jest 4 czy 5 olbrzymich budynków, które są ze sobą połączone i funkcjonują jak dom. Mamy jedną kuchnię, w której sami dla siebie gotujemy. Mamy jedną jadalnię, w której każdego dnia spożywamy wspólny posiłek. Co by się nie działo, wszyscy siadamy do tego samego stołu – to dla nas bardzo ważne. Do tego wykonujemy różne prace, zadania. Nie tylko zajmujemy się pielgrzymami, ale także utrzymujemy się z pracy własnych rąk. Mamy warsztaty, w których wyrabiamy biżuterię, garnki. Mamy ogrody z roślinami, z których robimy herbaty. Mamy ciastkarnię, robimy kosmetyki, mydła. Wszystko robimy sami. Piszemy książki, wydajemy płyty z muzyką. Chociaż teraz to już bardziej pendrive’y. Każdy brat o różnej porze dnia ma własne zadania. Pracujemy ze sobą nawzajem i z pielgrzymami. Mamy też czas wolny dla siebie. Żyjemy jak taka olbrzymia rodzina. Wiadomo, że jeżeli chcesz porozmawiać na ważny temat biblijny, rozmawiasz z jednym bratem, a jeżeli chcesz pojeździć na rowerze zwracasz się do drugiego brata, a później idziesz do garncarni i pracujesz jeszcze z innym bratem. Tak to wygląda w życiu, cały czas się ze sobą mieszamy, cały czas jesteśmy między sobą.
Karolina i Natalia: A jak wygląda sytuacja z młodymi pielgrzymami przybywającymi do Taizé? Czy przyczyniają się do wzrostu Waszej wspólnoty?
Brat Maciej: Wydaje mi się, że ta relacja młodzi pielgrzymi a nasza wspólnota braci jest taką relacją symbiozy. My mieszkamy tutaj, w Taizé, przez cały rok. Jesteśmy mnichami, tutaj się modlimy, tutaj mamy nasze proste życie monastyczne, do którego zapraszamy młodych ludzi. Oni przyjeżdżają i biorą w nim udział. Modlą się razem z nami trzy razy dziennie, pracują, pomagają nam w utrzymaniu tego wszystkiego. My zapraszamy młodych ludzi do naszego życia, ale to dzięki ich energii, radości, prostocie, otwartości, a przede wszystkim dzięki ich pytaniom, z jakimi przyjeżdżają do nas młodzi, my ewoluujemy, my możemy funkcjonować, my zaczynamy poszukiwać dalszych dróg, dalszych odpowiedzi – nie stoimy w miejscu. Stagnacja jest czymś bardzo niebezpiecznym. Takie poczucie „aha, okej, generalnie my już wszystko wiemy, wszystko mamy rozkminione, wszystko jest super, niech młodzi przyjeżdżają, niech biją brawo, będzie fajnie”. Nie. To byłoby bardzo niebezpieczne. My jesteśmy cały czas skoncentrowani na tym, z czym przyjeżdżają młodzi. Są pewne rzeczy, które się powtarzają- radość, prostota, otwartość, poszukiwanie, ale najważniejsze, że młodzi przyjeżdżają z pytaniami. Te pytania nas stymulują. Te pytania powodują, że chcemy wiedzieć więcej o dzisiejszym świecie, o tym, co się dzieje, o tym co młodzi mają w sercach. Bo Ewangelia jest zawsze ta sama – Jezus jest jeden, ciągle żywy, ten sam. Ale my jesteśmy inni, my się zmieniamy. Nowe pokolenia są całkowicie inne, inaczej dojrzewają, inaczej funkcjonują w rodzinach, jako dzieci, jako młodzi ludzie, niż to było 10, 20 lat temu. To młodzi pielgrzymi dają nam siłę i energię do tego, żebyśmy my ewoluowali i z tą samą Ewangelią wychodzili do coraz to nowych pokoleń.
To tyle w tym wydaniu sekcji „A łączy nas Jezus”! Czy jest coś o czym chcielibyście przeczytać w następnym wydaniu? Dajcie znać na redakcja.amicus@gmail.com
Do zobaczenia w kolejnym numerze!